|
Jeziora Zerelia (Λίμνες Ζερέλια) « |
wrzesień 2014 |
Po przejechaniu setek kilometrów, do celu pozostało nam ich zaledwie kilka. W niewielkim miasteczku Almirós (Αλμυρός) zrobiliśmy sobie przerwę na kawę przed ostatnim etapem podróży. Cel był blisko, ale liczyliśmy się z możliwością, że nie uda nam się łatwo dotrzeć do niego. Punkt docelowy leżał na uboczu, pośród pól. Mapa w GPSie nie była na tyle szczegółowa. Nie prowadziła do niego również żadna szczególna droga. Odkryto go niedawno i jeszcze nie zrobiono z niego atrakcji turystycznej. Tak sądziliśmy! Wypiliśmy pyszną kawę w restauracji przy rynku głównym. Zrezygnowaliśmy z zasięgania języka u lokalesów, gdyż sądziliśmy, że sami nie wiedzą w cieniu jakiej atrakcji żyją. Aby dotrzeć do celu pozostała nam tylko metoda „jazdy na strzałę”. Miałem wbity do GPSa punkt docelowy, więc wiedzieliśmy, jak jest daleko i na jaki azymut się kierować. Niepewność dotarcia do miejsca przeznaczenia pogłębiał również fakt, że nie mieliśmy samochodu terenowego, tylko VW Polo. Ale byliśmy już tak blisko, że grzechem było by nie spróbować nawet za cenę awarii i jałowych kilometrów po bezdrożach. CEL był blisko! Ale zacznę od początku.
Większość wyjazdów urlopowych planujemy dużo wcześniej. Praca wymusza jakieś harmonogramy. Staramy się też, by na urlopach pojawiały się wątki meteorytowy, gdyż czyni go to atrakcyjniejszym i wymusza większą aktywność. Drinki z palemkami nad hotelowym basenem to ostatnia rzecz, jaka by nas interesowała. Ale bywa, że kilka wolnych dni wpada tak znienacka i trzeba je zagospodarować. Tak też było tym razem. Wadi miała kilka dni wolnego, więc wypadało gdzieś pojechać. Szybka akcja sprawdzania w Internecie tanich pobytów i decyzja.
|
Trzy palce |
– Może pojedziemy na Chalkidiki? Grecja, przyroda i starożytności! Lubimy te trzy rzeczy, a tam jeszcze nie byliśmy. – Ok. Ile można jeździć za meteorytami? Z przyzwyczajenia sprawdziłem jednak co tam spadło i co znajdowali. Rzeczywiście, meteoryty mamy z głowy. Słabo. Będzie zatem słońce, krajobrazy i zabytki. Po kilku dniach wylądowaliśmy w Salonikach i dalej autokarem na Chalkidiki do fajnego hoteliku. Pierwsze wrażenia. Obsługa w hotelu w znacznej części rosyjskojęzyczna. Boy hotelowy to Gruzin, nad basenem drinki serwował sympatyczny Rosjanin, a na stołówce usługiwali m.in. Azerowie. Oczywiście Grecy też byli. Ponieważ Grecja leży blisko Rosji, więc sporo tu turystów z tego kraju. Przyjeżdżają nie tylko wypoczywać, ale ze względu na pokrewieństwo religii greckokatolickiej i prawosławnej, znajdują tu swoje miejsca kultu i wspólne korzenie. Po zakwaterowaniu udaliśmy się do rent-a-car po samochód. Pierwszy lans po miasteczku i następny akcent rosyjski. Bardzo duży procent sklepów z futrami i rosyjskimi napisami: меха, кожи. W tak ciepłym kraju chyba nie potrzebują tylu zimowych ubrań? Ale domyśliliśmy się, o co chodzi. Byliśmy kiedyś na Cyprze i znamy te drugie dno…. Jak nam później potwierdzono w hotelu, dotarła tu również rosyjska szara strefa, a te sklepy to „pralnie pieniędzy”. Cóż? Przyjechaliśmy po słońce i krajobrazy. Tak też było. Byliśmy w miejscu, gdzie urodził się Arystoteles. Obu miejscach! Bo dwa miasteczka aspirują do tej roli. Zjechaliśmy dwa „palce” półwyspu Chalkidiki (Χαλκιδική), trzeci zarezerwowany jest dla mnichów. Zabytki nie dorównywały tym, jakie można zobaczyć w Turcji czy na Krecie, ale nie to zaprzątało nam głowę. Nieprawdą było by stwierdzenie, że nie przygotowaliśmy się na elementy meteorytowe. Tuż przed wyjazdem, Wadi wyszperała w sieci, całkiem nowe newsy o odkryciach meteorytowych w Grecji. Mieliśmy cel, dość odległy i jeszcze przez nas nie widziany, ale…
|
W drogę |
Pomimo znacznej odległości do celu większość drogi pokonaliśmy autostradą A1, więc szło szybko. Po wyjechaniu z Salonik, trochę zdziwiło nas niewiele samochodów na autostradzie. Czasami pokonywaliśmy samotnie wiele kilometrów. Na postoju na stacji benzynowej spotkaliśmy małżeństwo Polaków mieszkające w Grecji od wielu lat. Wyjaśnili nam, że autostrada jest potwornie droga, a Grecja przecież w kryzysie. Większość kierowców jeździ zatem krętymi drogami lokalnymi. Fakt, przejazd A1 z Salonik do Aten to myto ponad 50 euro! My nie mieliśmy wyjścia, gdyż chcieliśmy obrócić w jeden dzień, a dystans do pokonania był spory. Po drodze minęliśmy zjazd na Werię (Βέροια). Wiele lat temu, jeszcze w czasach studenckich, jeździło się do Grecji w celach zarobkowych. Kiedyś w okolicach Werii przez wiele tygodni zbieraliśmy rodakiny (ροδακινιά) czyli brzoskwinie. Dniówka wynosiła wówczas niemal równowartość mojej miesięcznej pensji w Polsce. Więc sporą część trasy wspominaliśmy z sentymentem te czasy. Praca była lekka, dobrze płatna i w towarzystwie miłych Greków. To było przed kryzysem, my z Komuny, oni mieli swoje drachmy i wieczory w restauracjach przy rycynie i powroty do domy traktorami. |
Obiekt |
Pomimo obaw, udało nam się sprawnie dotrzeć na miejsce. Już z odległości setek metrów wypatrywaliśmy celu. Krajobraz był bajkowy. Teren lekko pagórkowaty. Na horyzoncie, z jednej strony góry Othris (Όθρυς), z drugiej dało się dostrzec brzeg Zatoki Pagasyjskiej (Παγασητικός κόλπος). Nie do końca wiedzieliśmy, jak będzie wyglądał nasz kosmiczny obiekt. Zdjęcia w internecie to jedno, a zobaczyć to w realu to co innego. Nigdy nie widzieliśmy w naturze celu naszego wyjazdu! Parokrotnie wydawało nam się, że jakieś zagłębienie czy kępa krzewów to TO. Nawet pomimo pewnej niedoskonałości tych falstart-obiektów, byliśmy skłonni uznać je za piękne. Przecież rzeczy stworzone przez kosmiczne siły, muszą być wyjątkowe. Szybki rzut oka na GPSa i okazywało się, że to nie TO. Jeszcze kawałek do przejechania. Po pokonaniu kolejnego pagórka, dotarliśmy szutrem do miejsca, położonego o ok. 150 metrów od celu. Zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy w prawo. To co zobaczyliśmy przeszło najśmielsze oczekiwania! Lekko w dole widać było owalną taflę granatowej wody wypełniającej KRATER METEORYTOWY. Prawdziwy! Wszystko to oprawione w piękną mozaikę pól, uplastycznianą cieniami chmur sunących po błękitnym niebie Grecji. Przez kilka chwil napawaliśmy się tym widokiem.
Gdy wróciliśmy na Ziemię, przestał doskwierać nawet upał. Byliśmy u celu i już ten widok mógłby zakończyć naszą podróż. Czapki na głowy, aparaty fotograficzne w dłoń i wyruszyliśmy na poszukiwania drugiego krateru. Okazało się, iż byliśmy w błędzie, że obiekt nie stanowi atrakcji turystycznej. Dziś, za tydzień, za miesiąc, jeszcze nie. Ale w pobliżu drogi widać już było fundamenty pod nowoczesne centrum turystyczno-badawcze. Przystojny młody Grek przenosił jakieś materiały budowlane, a dwoje ludzi prowadziło na sąsiednich pagórkach pomiary geodezyjne. Pewnie teren zostanie również ogrodzony i zaczną obowiązywać jakieś ograniczenia swobodnego poruszania się po terenie. |
Jeziora Zerelia (Λίμνες Ζερέλια) |
Jeziora Zerelia lub Zirelia (gr. λίμνες Ζερέλια, Ζηρέλια, ang. Zerelia Lakes) to dwa okrągłe jeziora znajdujące się około 4 km na południowy zachód od miejscowości Almyros (Αλμυρού) w regionie Thessaly w środkowej Grecji. Leżą one pośród pól na wysokości ok. 130 m n.p.m. u północnych podnóży pasma gór Othrios (Όθρυος). Na wschód od większego jeziora znajduje się mały pagórek z prehistoryczną osadą (Magoula[1] Zerelia) zamieszkałą już w środkowym neolicie i w epoce brązu (6–4 tys. lat p.n.e.). W tym rejonie znajdowała się również świątynia poświęcona kultowi greckiej bogini Atenie Itonis. Podobno ruiny świątyni znajdują się w jednym z jezior i są widoczne, tylko wtedy, gdy poziom wody jest bardzo niski. Ostatni raz miało to miejsce w 1980 roku po silnym trzęsieniu ziemi w tej okolicy.
Większe jezioro ma około 250 m średnicy i 8 m głębokości. Mniejsze, leżące ok. 250 m na zachód ma 150 m średnicy i ok. 6 m głębokości.
Początkowo uważano oba jeziora za skutek zjawisk krasowych lub, że są pochodzenia wulkanicznego. W grudniu 2010 roku naukowcy Lagios Evangelos i Dietricj Volker J.[2] po badaniach przeprowadzonych w rejonie kraterów wysunęli hipotezę, że powstały one w wyniku spadku meteorytów. O okolicach kraterów znaleziono liczne ostrokrawędziowe do zaokrąglonych klasty (angular to rounded clasts) i brekcje wielogenetyczne (polygenic breccias). Tego typu skały nie przypominają znajdujących się tam okolicznych skał i jakiegokolwiek materiału wulkanicznego. Cechy petrograficzne, mineralogiczne i chemiczne zebranych próbek są interpretowane jako materiał, który podlegał stopieniu w wyniku wysokiej temperatury i uległ szokowi ciśnieniowemu. Takie warunki mogły zaistnieć tylko w przypadku spadku dużego meteoroidu. Najsilniejszym argumentem mającym o tym świadczyć są znalezione częściowo przetopione ziarna cyrkonu, które musiały być poddane działaniu temperatury 1400-1800 stopni. Takie temperatury nie występują w procesach metamorfizmu w skorupie ziemskiej i górnym płaszczu. Prawdopodobnie para tych kraterów powstała w wyniku spadku meteorytów około 8-12,5 tys. lat temu (w holocenie). Prawdopodobna wielkość ciał, które dotarły do powierzchni ziemi wynosiła od 10 do 30 metrów. |
„Poszukiwania” |
Przed wyjazdem w rejon kraterów znaliśmy wyniki badań, więc nie liczyliśmy na to, że znajdziemy fragmenty meteorytu. Takie poszukiwania przeprowadzono już wcześniej i nic nie znaleziono. Wiadomo też, że przy takiej wielkości spadających ciał powstają kratery wybuchowe, a materia meteoroidu ulega destrukcji przekształcając się w energię. Szukaliśmy… ale bardziej pięknych widoków i kadrów. W takich miejscach również wyobraźnia zaczyna pracować na najwyższych obrotach. Chodząc po terenie wyobrażaliśmy sobie, jak musiało to wyglądać kilka tysięcy lat temu. Może w dniu spadku tereny te były zamieszkałe przez jakiś ludzi, jak przerażające i wyjątkowe musiało być to wydarzenie? Cały teren pokryty jest kamieniami z których naukowcy odczytali scenariusz kosmicznej katastrofy. Widzieliśmy na ziemi również wiele artefaktów, które z kolei opowiadają ziemskie losy ludzi. Może w ustnych przekazach ludzi neolitu zachowały się jakieś wątki dotyczące katastrofy? Siedząc na wzgórzu Magoula Zerelia próbowaliśmy wyobrazić sobie, jak przez wieki rejon ten tętnił życiem, jak wiele istnień ludzkich i ich losów „zapisanych” jest w wszędobylskich artefaktach. Jak Kosmos splata się z losami ludzi!
Odwlekaliśmy chwilę odjazdu. Na koniec zrobiliśmy sobie piknik wśród drzew na skraju jednego z kraterów. Sycąc ciało i ducha. |
Przypisy |
[1] Magoula (Μαγούλα) – tym terminem określa się w Grecji sztuczne pagórki (wzniesienia góry) będące reliktami prehistorycznych osad powstające w wyniku ciągłego zamieszkania i nawarstwienia osadów. Wszystkie magoula są pod ochroną. Termin ten można przetłumaczyć jako „policzki”. [2] publikacja – Lagios Evangelos, Dietrich Volker J., et al., Mineralogical and Geophysical Investigations on the Twin-Meteorite Impact Craters in Thessaly (Central Greece)
|
|
Źródła (sources): |
Fotografie: Wadi & Jan Woreczko Magoula Zerelia – http://extras.ha.uth.gr/zerelia/en/ Wikipedia – http://el.wikipedia.org/wiki/Λίμνες Ζερέλια YouTube – Θα σου αποκαλύψω τα Μυστικά των Δίδυμων Λιμνών Ζερέλια - Δήμος Αλμυρού Dietrich, V. J.; Lagios, E.; Reusser, E.; Sakkas, V.; Gartzos, E.; Kyriakopoulos, K., The enigmatic Zerelia twin-lakes (Thessaly, Central Greece): two potential meteorite impact Craters – http://adsabs.harvard.edu/abs/2013SolED...5.1511D |
|
Kolorystyka strony nawiązuje do wszechobecnego skwaru, błękitu nieba („góra”) i granatu wody („dół”) – a „pomiędzy” nimi spalona Słońcem ziemia |
Woreczko Meteorites 2002–2023 © Jan Woreczko & Wadi (Polityka prywatności) | Page update: 2023-09-03 14:32 |